|
„NIE SĄDŹCIE, ABYŚCIE NIE BYLI SĄDZENI”
MAT.
7,1
Usiłowanie zasłużenia na zbawienie własnymi uczynkami prowadzi ludzi nieuchronnie do ustanowienia ludzkich przepisów przeciwko grzechowi. Widząc bowiem swoją bezsilność w wypełnianiu przykazań Bożych, ustanawiają reguły i przepisy w celu zmuszenia samych siebie do posłuszeństwa. Wszystko to jednak odwraca myśli od Boga, a zwraca na człowieka. Gaśnie wtedy miłość do Boga, a z nią miłość do bliźniego. System ludzkich wymysłów z jego różnymi wymogami niewątpliwie pobudzi swych zwolenników do krytykowania wszystkich, którzy się tym wymaganiom nie podporządkowują. Atmosfera samolubstwa i drobiazgowości zdusi szlachetne i wspaniałomyślne porywy i spowoduje, że ludzie staną się samolubnymi sędziami.
Do tych ludzi należeli faryzeusze, którzy się nie upokorzyli przez swe nabożeństwa ani też nie uświadomili sobie swej własnej niemocy i nie byli wdzięczni
za wielkie przywileje, których im Bóg udzielił; byli natomiast pełni duchowej wyniosłości, a przedmiotem ich rozmów i rozmyślań była stale własna osoba. Własne ich zapatrywanie było im prawidłem, według którego osądzali innych; ubrani w szaty własnej sprawiedliwości gotowi byli krytykować i potępiać. Lud przejął
po większej części tego samego ducha, wkraczał
w sprawy sumienia i osądzał się wzajemnie w sprawach, które istnieją jedynie między Bogiem a człowiekiem. Nawiązując do tego ducha i zwyczajów rzekł Jezus:
„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Ma to znaczyć: nie stawiajcie się za przykład, nie czyńcie swoich mniemań i zapatrywań o powinnościach, swoich wykładów Pisma Świętego czymś obowiązującym innych ludzi, nie potępiajcie ich w swym sercu, jeżeli nie dojdą do waszego ideału, nie krytykujcie innych, domyślając się
z jakich pobudek działali, i na tej podstawie nie sądźcie ich czynności. []
„Przeto nie sądźcie przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc”
1 KOR.
4,5. Nie umiemy czytać
w sercach, a ponieważ sami popełniamy błędy, dlatego nie jesteśmy upoważnieni do sądzenia innych. Ludzie śmiertelni mogą sądzić jedynie pozornie, bowiem tylko Bóg, któremu są znane tajemne pobudki każdego czynu i który obchodzi się z każdym litościwie, może rozstrzygać o losie każdej duszy.
„Nie ma przeto usprawiedliwienia dla ciebie, kimkolwiek jesteś człowiecze, który sądzisz; albowiem sądząc drugiego, siebie samego potępiasz, ponieważ ty, sędzia, czynisz to samo”
RZYM.
2,1. Kto innych krytykuje i potępia, ten wskazuje sam na siebie, jako na winowajcę, gdyż sam postępuje podobnie. Potępiając innych, sami wydajemy wyrok na siebie, a Bóg uważa to za sprawiedliwe i przyjmuje ten wyrok, który wydaliśmy przeciw własnej osobie.
„A CZEMU WIDZISZ ŹDŹBŁO
W OKU BRATA SWEGO?” MAT.
7,3
Nawet zdanie „albowiem sądząc drugiego, samego siebie potępiasz, ponieważ ty, sędzia, czynisz to samo” nie oddaje całego ogromu grzechu tego, który sobie pozwala krytykować i osądzać swego brata. Jezus mówi: „A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego,
a belki w oku swoim nie dostrzegasz?” MAT.
7,3.
[]
Słowa Jego dotyczą człowieka, który jest skłonny do wytykania błędów innym. Jeżeli człowiek taki, dostrzeże plamkę w charakterze lub postępowaniu swego bliźniego, jest szczególnie gorliwy w roznoszeniu wieści o tym błędzie między innych. Jezus mówi,
iż cecha charakteru, która się rozwija w formie tak bardzo niepodobnej do postępowania Chrystusa, jest w porównaniu do zganionego błędu belką wobec źdźbła. Brak cierpliwości i miłości prowadzą do tego, że z atomu robi się cały świat. Kto nigdy nie oddał się zupełnie Chrystusowi, ten nie przejawia też w swoim życiu łagodzącego wpływu miłości Zbawiciela. Ten błędnie przedstawia łagodnego i uprzejmego ducha ewangelii i rani drogie dusze, za które Jezus umarł. Według porównania użytego przez Zbawiciela, ten, który lubi ganić, zawinił więcej, niż sam obwiniony, gdyż nie tylko ten sam grzech popełnia, ale dołącza do niego wyniosłość i chęć ganienia.
Chrystus jest jedynym i prawdziwym wzorem charakteru, więc kto siebie stawia za wzór dla innych, ten stawia się na miejscu Chrystusa. A ponieważ Ojciec „wszelki sąd przekazał Synowi”
JAN
5,22, przeto ten, który rości sobie prawo do sądzenia pobudek i czynów innych, narusza przywileje Syna Bożego. Ludzie, potępiający innych bez poznania pobudek, stają po stronie antychrysta, „który wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem lub jest przedmiotem boskiej czci, a nawet zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga”
2
TES. 2,4.
Zimny, krytykujący i nieprzejednany duch, który cechuje faryzeizm, jest grzechem pociągającym za sobą najnieszczęśliwsze skutki. Gdzie religijne doświadczenie jest pozbawione miłości, tam nie ma Chrystusa ani promieni słonecznych Jego obecności, a niezmordowana działalność, niechrześcijańska gorliwość nie zastąpi miłości. Można posiadać nadzwyczajną zdolność spostrzegania błędów u innych, ale kto żywi takiego ducha, do tego mówi Jezus: „Obłudniku, wyjmij najpierw belkę
z oka swego” MAT.
7,5.
[]
Kto sam dopuszcza się winy, posądza też innych o nieprawość, a potępiając innych, stara się zataić lub wybielić własny grzech. Przez grzech bowiem doszli ludzie do znajomości złego i gdy tylko pierwsi ludzie zgrzeszyli, zaraz rozpoczęli się wzajemnie obwiniać. I tak postępuje ludzka natura zawsze, dopóki nie zapanuje nad nią łaska Chrystusa.
Ludzie mający ducha oskarżycielskiego nie zadowalają się tylko zwracaniem uwagi na domniemany błąd bliźniego, lecz chcą go także skłonić do czynienia tego, co sami uważają za stosowne, uciekając się nawet do presji. Tak postępowali współcześni Chrystusowi, i tak postępował Kościół, gdy utracił łaskę Chrystusa.
Widząc, że utracił władzę miłości, posługiwał się ramieniem władzy państwowej dla narzucenia swych dogmatów, i dla wprowadzenia w życie swych dekretów.
Na tym, polega tajemnica wszelkiego religijnego prawodawstwa, jakie kiedykolwiek istniało i tajemnica wszelkich prześladowań na tle religijnym.
Chrystus nie zmusza ludzi, lecz pociąga do siebie. Jedynym środkiem nacisku używanym przez Chrystusa jest miłość. Jeżeli Kościół szuka poparcia władz świeckich, wtedy dowodzi, że nie ma siły Chrystusa — owej miłości boskiej. Brak tej mocy może zaistnieć u każdego członka zboru i tu też trzeba rozpocząć leczenie. Jezus rozkazuje oskarżycielowi, aby wyjął najpierw belkę
ze swego oka, wyznał grzechy i przestał je czynić, nim rozpocznie naprawianie innych, gdyż „nie ma bowiem drzewa dobrego, które by rodziło owoc zły, ani też drzewa złego, które by rodziło owoc dobry”
ŁUK.
6,43. Upodobanie do sądzenia jest owocem zepsutym i dowodzi, że całe drzewo jest zepsute. Żadnego pożytku nie przyniesie uważanie siebie za dobrego, gdyż najpierw trzeba zmienić swoje serce; tego musimy doznać, nim staniemy się zdolni do naprawiania innych, gdyż tylko
„z obfitości serca mówią usta” MAT. 12,34.
[]
Jeżeli w czyimś życiu następuje zmiana, a my staramy się wówczas udzielać rad i wskazówek, to słowa nasze wywrą dobry wpływ o tyle, o ile nasz przykład zgadza się z tym, co mówimy. Musimy sami być dobrzy, nim będziemy mogli dobrze czynić; nie wywrzemy dodatniego wpływu, dopóki nie upokorzymy własnego serca przez łaskę Chrystusa. Jeżeli zmiana ta nastąpi, wówczas poświęcenie życia dla dobra innych będzie dla nas czymś tak naturalnym, jak roztaczanie zapachu przez różę albo rodzenie soczystych gron przez krzew winny. Jeżeli Chrystus jest dla nas „nadzieją chwały”, to nie będziemy mieli ochoty na śledzenie innych w celu wykrycia ich błędów. Zamiast oskarżać ich i sądzić, będziemy tym więcej usiłowali pomóc, wspierać i ratować. Jeżeli napotkamy błądzących, to będziemy przestrzegali napomnienia: „Bacząc, każdy na siebie samego, abyś i ty nie był kuszony”
GAL.
6,1.
Przypomnijmy też sobie, ile razy sami zbłądziliśmy i jak trudny był dla nas powrót na prawą drogę. Nie odtrącajmy błądzącego brata, lecz ostrzegajmy go z serdeczną litością przed niebezpieczeństwem grzechu,
w jakim się znajduje.
Kto często spogląda na krzyż na Golgocie i pomyśli, że to jego grzechy zaprowadziły tam Zbawiciela, ten nie będzie porównywał swej winy z winą bliźniego, ani go nie oskarży. Kto kroczy w cieniu krzyża Golgoty, nie może posiadać ducha sądzenia lub wyniosłości.
Dopiero gdy przekonamy się, że zdołamy poświęcić „własne ja”, a nawet życie, by ratować błądzącego brata — wtenczas wyciągnęliśmy belkę z własnego oka i jesteśmy zdolni pomóc bliźniemu, wtedy możemy się do niego zbliżyć i wzruszyć jego serce. Jeszcze nigdy nie naprowadzono nikogo na dobrą drogę naganą
i wyrzutami, ale już wielu przez to odepchnięto od Chrystusa i ci zamknęli swe serca na wpływ Ducha Świętego.
[]
Łagodny duch i taktowne postępowanie może uratować błądzącego i zakryć jego grzechy. Objawienie Chrystusa w naszym charakterze wpłynie dodatnio
na wszystkich, którzy mają z nami styczność. Obcujemy stale z Chrystusem, a wtedy objawi On przez nas twórczą siłę Swego słowa — ów cichy, łagodny, przekonywający, ale potężny wpływ mogący przekształcić inne dusze na podobieństwo Pana Boga naszego.
„NIE DAJCIE PSOM TEGO, CO ŚWIĘTE”
MAT.
7,6
Jezus mówi tu o ludziach, którzy nie mają ochoty uciec z niewoli grzechu. Przez obcowanie z ludźmi
zepsutymi i przez życie w przestępstwie upadli oni
tak nisko, że nie chcą się odłączyć od złego. Słudzy Chrystusa nie powinni pozwolić, by ludzie gardzący
i lekceważący ewangelię przeszkadzali im w dążeniu ku górze.
Zbawiciel nie przechodził nigdy obojętnie obok duszy, choćby tai najgłębiej ugrzęzła w grzechach, jeżeli tylko miała ochotę do przyjęcia cennych prawd nieba. Dla celników i nierządnic stały się Jego słowa początkiem nowego życia. Maria Magdalena, z której wypędził siedem diabłów, była w piątek ostatnią przy grobie Jezusa, a pierwszą, którą pozdrowił w poranek swego zmartwychwstania.
Saul z Tarsu jeden z najzawziętszych nieprzyjaciół ewangelii, stał się Pawłem, pokornym i wiernym sługą Chrystusa. Często pod maską wzgardy i nienawiści,
a nawet zbrodni i zepsucia, może być ukryta dusza, którą łaska Chrystusowa chce wyratować, aby jaśniała jak klejnot w koronie Zbawiciela.
[]
„PROŚCIE, A BĘDZIE WAM DANE;
SZUKAJCIE, A ZNAJDZIECIE;
KOŁACZCIE, A OTWORZĄ WAM” MAT.
7,7
Aby nie dać sposobności do niedowiarstwa, niezrozumienia lub niewłaściwego wyłożenia tych słów, powtarza Pan swą potrójną obietnicę. Pragnie, aby szukający Boga zechcieli w Niego wierzyć, jako w Tego który wszystko może. Dlatego dodaje Jezus: „każdy bowiem kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą”
MAT.
7,8.
Oprócz pragnienia Jego łaski, szukania Jego rady i tęsknoty do Jego miłości, nie stawia On żadnego innego warunku. „Proście”. Prosząc dowodzicie, że uznajecie swoje potrzeby, a jeżeli prosicie w wierze, tedy otrzymacie; Pan dał w zastaw swe słowo, którego z pewnością dotrzyma. Jeżeli przyjdziecie do Niego z prawdziwą skruchą, nie potrzebujecie się obawiać, że jest zarozumiałością prosić
o to, co nam Pan obiecał. Jeżeli prosicie o błogosławieństwa potrzebne do udoskonalania charakteru
na podobieństwo Chrystusa, wówczas macie zapewnienie od Pana, że prosicie o to, co wam obiecał dać. Uznanie i świadomość popełnienia grzechów można uważać za dostateczny powód do prośby o łaskę i zmiłowanie Boga. Warunkiem przyjścia do Boga nie jest nasza świętość, lecz pragnienie, aby oczyścił nas z wszystkich grzechów i nieprawości. Jedno, co zawsze możemy przedstawić Panu, to naszą bezsilność, czyniącą Boga i Jego odkupiającą potęgę dla nas koniecznością.
[]
„Szukajcie”. Nie miejcie tylko pragnienia łaski Bożej, lecz i samego Boga. „Pogódź się z nim i zawrzyj z nim pokój”
JOB.
22,21. „Szukajcie, a znajdziecie”. Bóg szuka was i już sama chęć, którą macie, aby pójść do Niego, jest głosem Jego Ducha. Idźcie za tym głosem. Chrystus oręduje za kuszonymi, błądzącymi i małowiernymi. Pragnie ich przywieść do łączności ze sobą. „Jeżeli go szukać będziesz, da ci się znaleźć”
1 KRON. 28,9.
„Kołaczcie”. Przychodzimy do Boga na Jego szczególne zaproszenie, a On czeka, by nas powitać. Pierwsi uczniowie idący za Chrystusem nie zadowolili się krótką rozmową, którą mieli z Nim po drodze, lecz rzekli: „Rabbi! (to znaczy: Nauczycielu) gdzie mieszkasz? (...) Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i pozostali u niego w tym dniu”
JAN
1,38.39.
Tak możemy też i my przyjść do najściślejszego
i najpoufniejszego obcowania z Nim. „Kto mieszka pod osłoną Najwyższego. przebywa w cieniu Wszechmogącego”
PS.
91,1. Tym, którzy pragną błogosławieństwa, poradźcie zakołatać, czekać przy drzwiach łaski i mówić w silnej pewności: Panie, Tyś powiedział: „Kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą”
MAT.
7,8.
Jezus pragnął, aby ci, którzy się zebrali w celu słuchania Jego słów, poznali miłosierdzie i miłość Bożą. Żeby przedstawić im z jednej strony ich potrzeby,
a z drugiej strony gotowość Boga do ich zaspokojenia, daje Jezus przykład głodnego dziecięcia, które prosi swego ziemskiego ojca o chleb. „Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie prosił o chleb, da mu kamień”
MAT.
7,9. Jezus zwraca tu uwagę na naturalną miłość ziemskiego ojca do dziecka i mówi potem: „Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy Go proszą”
MAT.
7,11.
[]
Żaden miłujący ojciec nie mógłby się odwrócić od swego dziecka proszącego go o chleb. Czy byłby zdolny do lekkomyślnego postępowania ze swym dziecięciem i dręczenia go, podniecając jego oczekiwanie, po to, by zawieść jego zaufanie? Czy obiecałby dać pokarm dobry i pożywny, ofiarując mu później kamień? Czy mógłby więc ktoś tak Boga znieważyć, sądząc, że nie zważa On na prośby swych dzieci? „Jeśli więc wy, którzy jesteście źli, umiecie dobre dary dawać dzieciom swoim, o ileż bardziej Ojciec niebieski da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”
ŁUK.
11,13. Duch Święty, zastępca Boga, jest największym ze wszystkich darów. Wszelkie „dary dobre” są w Nim zawarte, więc Stwórca nie może dać nam nic większego i lepszego. Jeżeli błagamy Boga, aby się zmiłował nad nami grzesznymi i prowadził nas przez Ducha, wtenczas nie odwróci się On od swych dzieci, nie może bowiem pozostawić bez uwagi wołania potrzebującego i tęskniącego serca. W cudowny i delikatny sposób opisuje On swoją miłość. Komu się zdaje, ze Bóg na niego nie zważa, do tego stosuje się poselstwo zawarte w księdze proroka Izajasza: „A jednak Syjon mówi: Pan mnie opuścił i Wszechmogący zapomniał o mnie. Czy kobieta może zapomnieć o swoim niemowlęciu i nie zlitować się nad dziecięciem swojego łona? A choćby nawet one zapomniały, jednak Ja ciebie nie zapomnę. Oto
na moich dłoniach wyrysowałem cię” IZ.
49,14-16.
Każda obietnica Słowa Bożego jest pobudką do modlitwy, gdyż słowa Boże są pewnym oparciem. Naszym przywilejem jest, że przez Chrystusa możemy prosić o każde duchowe błogosławieństwo, jakiego potrzebujemy. W dziecięcej prostocie możemy przedstawić Panu swe potrzeby, dotyczące czy to rzeczy doczesnych, prosząc Go o pokarm i odzież, czy też duchowych —
o chleb żywota i o szatę sprawiedliwości Chrystusa.
Ojciec niebieski zna nasze potrzeby i nakłania nas,
abyśmy prosili o zaspokojenie ich. Tylko w imię Jezusa możemy uzyskać wszelkie względy, gdyż Bóg chce imię to uwielbić zaspokojeniem naszych potrzeb według bogactwa swej szczodrobliwości.
[]
Nie zapominajmy jednak, gdy przychodzimy
do Boga, jako do Ojca, że jesteśmy Jego dziećmi, ufajmy nie tylko w Jego dobroć, lecz poddajmy się też
we wszystkich sprawach Jego woli, wiedząc, że Jego
miłość jest niezmienna. Jezus bowiem dał tym, którzy mieli szukać królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, obietnicę: „Proście, a będzie wam dane”.
Dary Tego, który ma moc na niebie i na ziemi, otrzymują dzieci Boże — dary mające tak wielką wartość, że mogą się stać naszą własnością tylko dzięki drogiej krwi Zbawiciela; dary zaspokajające największą tęsknotę serca; dary istniejące wiecznie mogą otrzymać i użytkować ci, którzy z dziecięcą ufnością przychodzą do Boga. Przyjmijmy obietnicę Bożą, a otrzymamy pełnię radości.
„WSZYSTKO, CO BYŚCIE CHCIELI,
ABY WAM LUDZIE CZYNILI,
TO I WY IM CZYŃCIE” MAT.
7,12
W powyższej wypowiedzi streścił Jezus zasadę, na jakiej winny opierać się stosunki społeczeństwa ludzkiego, w którym wzajemną miłość uczynił obowiązkiem człowieka. Współcześni Chrystusowi byli zainteresowani osobistym zyskiem, a główną ich troską było zapewnienie sobie władzy, poważania i dobrobytu. Chrystus jednak uczy, że nie naszą rzeczą pytać, ile otrzymamy, ale ile możemy dać. Miarę naszych powinności względem innych znajdujemy w tym, co uważamy za powinność innych ludzi wobec nas.
[]
Obcując z ludźmi przenieśmy się w ich położenie. Przedstawmy sobie ich uczucia, trudności, rozczarowanie, radości i cierpienia i postępujmy tak, jak byśmy chcieli, by z nami postąpiono, gdybyśmy znaleźli się na ich miejscu. Jest to reguła uczciwości i jest równoznaczna z wyrokiem zakonu: „Będziesz miłował bliźniego twego, jak siebie samego”. Reguła ta jest głównym tematem nauki proroków. Stanowi ona zasadę nieba
i będzie praktykowana przez wszystkie istoty nadające się do życia w świętej społeczności nieba.
Ta złota reguła jest zasadą prawdziwej uprzejmości, a najlepiej oddana jest w życiu i charakterze Chrystusa, tchnącego niewypowiedzianą dobrocią. Każdy, posiadający ten ideał doskonałego charakteru, musi
w życiu okazywać litość i uprzejmość Chrystusa. Wpływ łaski ulepsza serca, uszlachetnia uczucia i pomnaża dobroć. Zasada ta posiada jednak jeszcze głębsze znaczenie. Każdy, ktokolwiek został szafarzem rozlicznych łask Bożych, jest powołany do udzielania duszom potrzebującym tak, jak pragnąłby, by czyniono to dla niego, gdyby był na ich miejscu. Apostoł Paweł mówi:
„Jestem dłużnikiem Greków i nie Greków, mądrych
i niemądrych” RZYM.
1,14.
[]
Ze wszystkiego, co wiemy o miłości Bożej, ze wszystkich bogatych darów Jego łaski, których otrzymaliśmy więcej niż jakakolwiek
z upadłych dusz na ziemi, powinniśmy udzielać innym, gdyż jesteśmy wobec nich dłużnikami.
Tak samo ma się rzecz z dobrami i błogosławieństwami życia doczesnego; posiadanie dóbr w większej mierze czyni nas dłużnikami wobec wszystkich, którzy są w te dobra mniej wyposażeni. Jeżeli posiadamy dostatek, wówczas spoczywa na nas obowiązek troszczenia się o chorych, wdowy i sieroty, tak jakbyśmy sobie życzyli, by troszczono się o nas, gdybyśmy byli na ich miejscu. Reguła ta uczy nas tej samej prawdy, którą znamy już
z Kazania na Górze, a ta brzmi: „Jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzone będzie”. Co czynimy innym, dobro czy zło, to wróci do nas w błogosławieństwie lub przekleństwie, gdyż czego udzielamy, to też otrzymamy. Dobrodziejstwa wyświadczone innym wracają często do dawcy, a w czasach nędzy wracają nieraz poczwórnie w monecie niebieskiej. Oprócz tego już w tym życiu wszystkie dobre czyny zostają nagrodzone przez miłość Boga, a to jest sumą wielkich wspaniałości niebieskich i ich skarbów. Wyrządzone komuś zło również wraca. Kto w lekkomyślny sposób zniechęca lub oskarża innych, będzie musiał również sam to przeżywać, a wtedy odczuje, ile inni ucierpieli przez brak współczucia i miłości.
[]
Tak postanowiła miłość Boża. Bóg chce, byśmy otworzyli swe serca, by Jezus mógł w nich zamieszkać, wówczas zło zamieni się na dobro, a co było przekleństwem, stanie się błogosławieństwem.
Zasada tej złotej reguły jest zasadą chrześcijaństwa; każda jej zmiana jest oszustwem. Religia nakłaniająca nas do niedoceniania dusz, które Chrystus tak wysoce cenił, że oddał za nie swe własne życie i czyniąca nas niedbałymi względem potrzeb, cierpień i praw ludzkich jest religią fałszywą. Będąc obojętnymi względem biednych, cierpiących i grzeszników zdradzamy Chrystusa. Ponieważ tak wielu przyjmuje Jego imię,
a nie przyjmuje Jego charakteru, dlatego ma chrześcijaństwo w świecie tak małe znaczenie. Takie postępowanie jest znieważaniem imienia Pańskiego.
O zborze apostolskim, kiedy go oświecała wspaniałość zmartwychwstałego Zbawiciela, jest napisane, iż „nikt z nich nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne (...) Nie było też między nimi nikogo, który by cierpiał niedostatek (...) Apostołowie zaś składali z wielką mocą świadectwo o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wielka łaska spoczywała na nich wszystkich”
DZ.
AP. 4,32. 34.
33.
„Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca, chwaląc Boga i ciesząc się przychylnością całego ludu; Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni”
DZ.
AP.
2,46.47. Możemy zbadać niebo i ziemię, a nigdzie nie znajdziemy żadnej prawdy objawionej tak wyraźnie, jak właśnie ta, która się przejawiła w uczynkach miłosierdzia względem potrzebujących naszego współczucia i pomocy. Prawda ta ma podstawę w Chrystusie, a jeżeli ci, którzy wyznają imię
Jezusa, zachowywać będą tę złotą regułę, wówczas ewangelii będzie towarzyszyła taka sama moc, jak
w czasach apostolskich. []
[DO
CZĘŚCI DRUGIEJ]
|
|